wtorek, 20 października 2015

Filadelfia - "The City of Brotherly Love", czyli miasto pełne symboli

























Filadelfia to jeden wielki symbol. Przede wszystkim dla Amerykanów, ale i Polacy mogą tu znaleźć coś dla siebie. Miasto to znajduje się w stanie Pensylwania, założonym przez Williama Penna, któremu przyświecał jeden cel - chciał utworzyć kolonię, gdzie podstawą będzie tolerancja religijna. Istotnie, mieszkają tu ludzie o różnych wyznaniach - katolicy, protestanci, metodyści, babtyści, muzułmanie, Żydzi. Jest tu także Świątynia Masońska, która wcale nie jest świątynią, ale siedzibą Wielkiej Loży Pensylwanii i miejscem spotkań członków organizacji. Do tej pory, Filadelfia to tygiel nie tylko religijny, ale także rasowy i narodowościowy. Większość mieszkańców to Afroamerykanie, ale mieszkają tu także Azjaci, Irlandczycy, czy emigranci z Europy Wschodniej, w tym Polacy, którzy skupili się w dzielnicy Port Richmond. Z drugiej jednak strony, ro właśnie to miasto króluje w statystykach pod względem korupcji i innych przestępstw.








































































































































































































To w Filadelfii właśnie spotkali się "ojcowie-założyciele", którzy w 1776 r. podpisali Deklarację Niepodległości Stanów Zjednoczonych. Była to tym samym pierwsza stolica USA, w której do dzisiaj można podziwiać miejsca i przedmioty pamiętające czasy Thomasa Jeffersona. Jednym z nich jest przedstawiony na pierwszym zdjęciu Independence Hall, w którym Deklaracja została podpisana. Budynek został wpisany w 1979 r. na listę światowego dziedzictwa UNECSO. Nie każdy wie także, że to on umieszczony jest na rewersie banknotu 100-dolarowego (z niewielkimi różnicami w detalach). W budynku znajdował się również Dzwon Wolności - symbol władzy o niepodległość USA. Obecnie jest on eksponatem w muzeum znajdującym się po drugiej stronie ulicy. 






































































Dzwon Wolności został odlany w Londynie i pękł niedługo po tym, jak dotarł do Filadelfii. Jako oficjalny dzwon stanowego parlamentu Pensylwanii przez lata wielokrotnie oznajmiał ważne wydarzenia publiczne. Widnieje na nim napis: "Oznajmijcie wyzwolenie w kraju dla wszystkich jego mieszkańców", pochodzący z Księgi Kapłańskiej (rozdział 25, wiersz 10 - tłumaczenie zgodne z Biblią Tysiąclecia).













































Filadelfia to także miejsce, gdzie szczególnie widoczny jest polski akcent. Znajduje się tu bowiem muzeum poświęcone pamięci bohatera narodowego Polski i Stanów Zjednoczonych Ameryki - Tadeusza Kościuszki. Umieszczone jest ono w domu, w którym mieszkał w czasie wojny o niepodległość USA. Przy rogu Benjamin Franklin Parkway i osiemnastej ulicy znajduje się także pomnik Kościuszki, który - jak głosi tablica pamiątkowa - został ufundowany w latach siedemdziesiątych XX wieku przez Polaków z okazji dwusetnej rocznicy istnienia Stanów Zjednoczonych. W Filadelfii znajduje się także Polsko-Amerykańskie Centrum Kulturalne, a w nim m.in. portrety najbardziej rozpoznawalnych w Ameryce i na świecie Polaków - Jana Pawła II i Lecha Wałęsy.





































































Jest jeszcze jedna rzecz związana z Filadelfią. To właśnie w tym mieście mieszkał "żelazny koń z Filadelfii", czyli... Rocky Balboa! Pamiętają o tym zarówno mieszkańcy, jak i przyjezdni, bo "Rocky steps", czyli schody, po których wbiegał podczas treningów, są jednym z najczęściej odwiedzanych miejsc w mieście. Nie liczy się nawet to, że owe schody to wejście do Philadelphia Museum of Art. Najważniejsze jest to, aby wbiec po nich niczym Rocky i spojrzeć na panoramę miasta z poczuciem triumfu i zadowolenia. Tuż obok schodów, w Benjamin Franklin Pkwy, znajduje się także pomnik Rocky'ego. Zdjęcie z nim - obowiązkowo!


















































piątek, 9 października 2015

TOP5 najpiękniejszych zachodów słońca

Zachód słońca - gdzieś wysoko w chmurach
























Gdy jest bardzo smutno, to kocha się zachody słońca - czytamy w "Małym Księciu". Coś w tym jest. Nie da się bowiem zaprzeczyć, że moment, w którym słońce chowa się za horyzontem wywołuje zadumę i tworzy nostalgiczny nastrój. Niesie jednak także nadzieję na nowy dzień, w którym będzie można spróbować na nowo cieszyć się życiem. Kiedyś, bardzo dawno temu, wierzono, że słońce jest bogiem. Magia, która z niego emanuje, podnosi człowieka na duchu. Ja zachody słońca uwielbiam. Szczególnie nad morzem. To tu promienie słońca, zmieniającego się w ognistą kulę, zatapiają się w wodzie i sprawiają, że cały świat na chwilę przestaje istnieć. Widok ten zapiera dech w piersiach. Uwielbiam patrzeć na niebo w momencie zachodu słońca - malujące się na nim pomarańcze, fiolety, róże, czerwienie i głębokie żółcie - widok jak z bajki. 

Zachód słońca nigdy nie jest taki sam. Za każdym razem na nowo odnajduję w nim piękno kończonego się dnia.Są jednak miejsca, w których zachód słońca urzekł mnie na tyle, że potrafię w najdrobniejszych szczegółach odtworzyć go w pamięci. Niektórych z nich nie uwieczniłam na zdjęciu - są tylko w mojej głowie, inne udało mi się uchwycić okiem obiektywu, dzięki czemu mogę podzielić się nimi z Wami. Nie byłam jeszcze wszędzie, dlatego mam nadzieję, że za jakiś czas będę mogła uaktualnić i/lub poszerzyć to zestawienie. Oto pięć najpiękniejszych według mnie zachodów słońca z różnych części świata. 

5. Horseshoe Bend (Arizona), USA
































































4. Barcelona, Hiszpania

































































3. Punta Cana, Dominikana

















































2. Ostia, Włochy

























1. Honolulu (Hawaje), USA

































































































































Czy Wy też macie swoje ulubione zachody słońca? Gdzie są najpiękniejsze? Piszcie, komentujcie! Inspirujmy siebie nawzajem!