Wszyscy fani sportów samochodowych wiedzą zapewne, że Grand Prix Monako to wyścig, w którym zwycięstwo jest marzeniem dla każdego kierowcy Formuły 1. Należy do najtrudniejszych na świecie. Jednocześnie, jest to jedna z najstarszych i najbardziej prestiżowych imprez tego typu. Jej pomysłodawcą był producent papierosów z Monte Carlo, Antony Noghes, który w 1929 r. zorganizował pierwszą edycję wyścigu. Wygrał ją Brytyjczyk francuskiego pochodzenia, William Grover-Williams w samochodzie Bugatti. Od 1955 roku wyścig odbywa się co roku i jest częścią eliminacji Mistrzostw Świata Formuły 1.
Tegoroczna edycja GP Monako trwa od 21 do 24 maja. Ja odwiedziłam to miejsce na kilka dni przed rozpoczęciem imprezy i przekonałam się, że w tym uroczym małym państewku, faktycznie wszystko podporządkowane jest wyścigowi. Przygotowania to tego, aby na tor Circuit de Monaco wyjechali kierowcy, tylko pozornie wprowadzają chaos w funkcjonowanie tego jednego z najmniejszych niezależnych państw świata. Centrum Monte Carlo wygląda jak jeden wielki plac budowy i reklama w jednym - panowie na rusztowaniach przygotowują trybuny dla kibiców F1, a na każdej ulicy powiewają chorągiewki informujące o rozpoczynającym się Grand Prix i instruujące fanów, co należy zrobić, aby zobaczyć wyścig na żywo. A wydaje się, że całkiem niewiele. To jedyny wyścig F1, który można oglądać bez zakupienia biletów. Wystarczy stanąć na poboczu ulic lub wyjrzeć przez okno budynków i hoteli w Monte Carlo (inna sprawa, że ceny w hotelach - i tak horrendalnie wysokie - są w tym czasie dodatkowo podwajane). Tor tworzą bowiem wąskie ulice dzielnic Monako, co wpływa na jego trudność. Kierowcy pokonują ponad 260,5 km (78 okrążeń), a w tym czasie zmieniają biegi średnio co dwie sekundy. Na trasie muszą zmagać się z licznymi wzniesieniami i ciasnymi zakrętami (na Circuit de Monaco znajduje się też najciaśniejszy w F1 nawrót, w którym
kierowcy muszą zwolnić poniżej 50 km/h). Mimo to, do wypadków dochodzi tutaj wyjątkowo rzadko, co według mnie wydaje się być naprawdę zdumiewające.
Oczywiście Monako może urzec także osoby, które zupełnie nie interesują się Formułą 1. Lazur morza stapiający się z bezchmurnym niebem sprawia, że można poczuć się jak w raju. Ja dodatkowo odnalazłam tutaj elementy kojarzące się z innymi miejscami w Europie. Z przyczyn oczywistych, państwo to jest bardzo francuskie - pomijając zaszłości historyczne - to praktycznie część Riwiery Francuskiej, zbliżona charakterem do innych miast w Prowansji. Warto tutaj wspomnieć, że podróż z Nicei do Monte Carlo zajmuje ok. 30 minut i prowadzi przez malownicze Lazurowe Wybrzeże. Za bilet autobusowy w jedną stronę trzeba zapłacić... 1,50 euro! Wąskie uliczki, okiennice i kwiaty w oknach przypominają mi natomiast włoskie miasta - Bolonię, Florencję czy nawet Rzym, a białe domy tuż nad wybrzeżem to zdecydowanie znak rozpoznawczy Grecji. Pogoda jest tu wspaniała, a widoki nieziemskie. Nie ulega jednak wątpliwości, że nie jest to miejsce do życia dla każdego. O tym, że czas spędzają tu przede wszystkim osoby, które stać na luksus przez wielkie "L", świadczą na przykład piękne jachty, stojące w porcie w Monte Carlo. Wielu z nas może także tylko pomarzyć o noclegu w jednym z miejscowych hoteli czy grze na jednym z kortów tenisowych na wzniesieniu nad samym morzem. Ale marzeniem mogło być także zobaczenie tego wszystkiego. Przecież nikt nie zabroni nam marzyć...