środa, 29 kwietnia 2015

Niagara Falls, czyli piechotą przez granicę



Wodospad to coś, co fascynuje ludzi na całym świecie. Hektolitry wody, przypominającej kryształki diamentów, spływające ogromnymi kaskadami sprawiają, że człowiek prawdziwie odczuwa potęgę natury i stawia siebie w pozycji jednego z najsłabszych ogniw w łańcuchu stworzeń boskich. Widok ten naprawdę zapiera dech w piersiach. 

Wodospad Niagara, mimo że prawdopodobnie jest najbardziej znanym wodospadem na świecie, nie jest jednak największy. W tej kwestii miejsca ustępuje wodospadom, znajdującym się w Ameryce Południowej, w tym największemu - Salto del Angel w Wenezueli. Wodospad Niagara liczy sobie nawet 10 tys. lat, a znajduje się na granicy Stanów Zjednoczonych i Kanady. W związku z tym, rozdzielony jest na na dwie części: wschodnią (American Falls) i zachodnią (Canadian Falls lub Horseshoe Falls). W myśl zasady "punkt widzenia zależy od punktu siedzenia" sposób, w jaki odbierzemy ten wodospad uzależniony jest od miejsca, z którego na niego patrzymy. Aby przekroczyć granicę obu państw, wystarczy przejść mostem nad rzeką Niagara i pokazać paszport (w przypadku przechodzenia z Kanady do USA oczywiście konieczna jest również wiza). Dużo bardziej efektowna jest Niagara od strony kanadyjskiej, chociaż to w USA zaobserwowałam ciekawe zjawisko, związane z elektryzowaniem się włosów, które stają dęba w pobliżu kaskad wodospadu. Nad nimi tworzą się obłoki kropelek, tworzone przez spadającą z impetem wodę.


















































































































Wodospad można zobaczyć z bliska schodząc do Jaskini Wiatrów, znajdującej się na wyspie Goat Island. Stworzony jest tam specjalny taras, położony ok. 20 metrów nad rzeką. Z tego miejsca doskonale widoczne są spienione masy wodne, spływające z części amerykańskiej. 








































































Drugi sposób to rejs statkiem po rzece, w czasie którego przepływa się tuż obok niemal 50-metrowych kaskad wodospadu. Mimo specjalnych peleryn, jakie dostaje się przed wejściem na pokład, trzeba liczyć się z tym, że po rejsie potrzebny będzie czas na wysuszenie się. To jednak nie powinno stanowić żadnego problemu, bo widoki naprawdę zapierają dech w piersiach. No i zabawa jest przednia.





























































































Wodospad nabiera całkiem innego wyrazu po zmroku. Po obu stronach kaskady oświetlone są różnymi kolorami, ale ponownie to ze strony kanadyjskiej widok jest dużo bardziej efektowny, a całość wygląda jak z bajki. Ten obrazek zostaje w głowie naprawdę na bardzo długo.


















































































































wtorek, 14 kwietnia 2015

"I'm pretty tired", czyli bieg za Forrestem Gumpem






Chyba każdy z nas ma swoją ulubioną scenę z filmu. Oto jedna z moich. Właściwie to więcej niż scena, bo chodzi o wątek, w którym Forrest Gump wybrał się "pobiegać". Ruszył w drogę, której pokonanie w sumie zajęło mu trzy lata, dwa miesiące, czternaście dni i szesnaście godzin. W tym czasie dołączyła do niego grupa osób, która zafascynowała się "biegiem dla biegania", a sam Forrest przyczynił się do sloganu "Shit happens" i Acid Smiley, czyli charakterystycznej żółtej buźki. "Przebieżka" po Stanach Zjednoczonych to jednak tylko 7 minut całego filmu. Forrest odwiedza m.in. Varnville w Karolinie Południowej, dociera do Santa Monica w Kalifornii i wraca do Marshall Point Lighthouse w stanie Maine, biegnąc drogą 221 przy Linville w Karolinie Północnej aż do Flagstaff w Arizonie. Swoją podróż kończy w stanie Utah, a dokładniej w dolinie na granicy Utah i Arizony - Monument Valley. To miejsce, które pojawiło się i pojawia w wielu innych filmach, ale to właśnie za sprawą "Ferresta Gumpa" postanowiłam zobaczyć je na żywo, a gdy jej już zobaczyłam, postanowiłam tam wrócić...

 

Na drodze pośród czerwonych skał i wzgórz, otoczonych pustynną roślinnością, wyznaczonych jest 11 specjalnych miejsc postojowych, na których gromadzą się podróżnicy i turyści, uwieczniający te niezwykłe widoki. Ze względu na to, iż miejsce to jest częścią Rezerwatu Indian Navajo, trudno sobie wyobrazić, aby dostać się tam "z buta". Bez problemu można natomiast wjechać samochodem, a przejazd przez całą dolinę może zająć nawet dwie godziny. Ja skupię się natomiast tylko na tym odcinku, który pojawia się na koniec wątku "przebieżki" Forresta Gumpa. Chodzi o charakterystyczne skały wznoszące się nad horyzontem, które wypatruje się przez przednią szybę podczas całej przejażdżki. Trudno znaleźć drugie takie miejsce na świecie. Świadomość, iż jest to niemal w pełni wytwór natury, tylko pogłębia zachwyt, jaki odczuwa się docierając do mety filmowego bohatera. Na mnie wrażenie zrobiło także niebo i chmury, które bez względu na pogodę, w trudny do opisania sposób tworzą majestatyczny klimat, potęgują niezwykłą atmosferę miejsca i sprawiają, że można poczuć się jak w całkiem innym świecie. Dla wielu wciąż jednak najważniejsze jest to, że "Forrest tu był!" :)