Mówiąc o Holandii, większość z nas pomyśli o Amsterdamie - konstytucyjnej stolicy państwa, gdzie króluje marihuana i przekonanie o tym, że nie ma rzeczy niemożliwych, lub o Hadze - mieście polityków, w którym znajdują się wszystkie instytucje rządowe oraz przedstawicielstwa obcych państw. Okazuje się jednak, że w obu tych miejscach wydaje się pieniądze zarobione w... Rotterdamie! Jestem w stanie w to uwierzyć, bo Rotterdam jak żadne inne miasto przytłacza swoją nowoczesnością i industrialnym charakterem. Na ulicy mija się smutnych panów w garniturach, a dookoła obserwuje się oryginalne, niebanalne budowle. W 2014 r. "New York Times" i "Rough Guide" zaliczyły Rotterdam do jednego z dziesięciu najbardziej niezwykłych miast świata. Wskazuje się, że jest to jedno z
najciekawszych miejsc pod względem architektury, designu i stylu
życia. To tutaj znajduje się wybudowane w 1984 r. osiedle, na które składają się domy z sześcianów, czyli kubuswoningen oraz imponujący budynek dworca centralnego.
Rotterdam jest miastem portowym, położonym w delcie Renu i Mozy, dzięki któremu kwitnie holenderski handel. To największy port w Europie, który rozciąga się na długości 40 km. Część północną z południowym Rotterdamem łączy most Erazma, nazywany przez mieszkańców "łabędziem". Dlaczego? Oceńcie sami.
Jak widać na niektórych zdjęciach powyżej, Rotterdam przywitał mnie pochmurnym niebem, które tylko potęgowało tę industrialną, surową atmosferę miasta. Z biegiem czasu robiło się jednak coraz ładniej, aby wieczorem można było podziwiać te perełki architektoniczne w blasku zachodzącego słońca. Zanim jednak zachód, należało dostać się do miejsca, które sprawiło, że moja ocena miasta nieco złagodniała. Chodzi o nową halę targową Markthal Rotterdam, powstałą w 2014 r. w miejscu ulicznego targowiska przy ulicy Binnenrotte. To tutaj jadłam urzekający w swojej prostocie miejscowy przysmak - hot dog ze śledziem, czyli po prostu bułkę ze śledziem (lub makrelą) i cebulą w środku (broodje haring/makreel). Robi się go na miejscu, tuż przy stoisku z rybami. Sama hala to spora atrakcja
turystyczna i jednocześnie miejsce spotkań dla mieszkańców Rotterdamu. Wnętrze zachwyca nie tylko pod względem architektonicznym, ale także różnorodności i egzotyki dostępnych tam produktów spożywczych z całego świata. Fasada hali wykonana jest z naturalnego, szarego kamienia. Sufit
budynku pokryty jest dziełem artystów Arno Coenen i Iris Roskam nazwanym mianem "Rogu obfitości". Ten swego rodzaju mural zajmuje powierzchnię
11 tys. metrów kwadratowych i przedstawia kwiaty oraz produkty spożywcze, które można dostać na
targowisku. Zaznaczę tylko, że na zdjęciu nie wygląda to tak imponująco jak w rzeczywistości.
Okazuje się także, że w Rotterdamie można znaleźć miejsca, w których zapomina się o tym, że to tylko (albo aż) "miejsce, w którym zarabia się pieniądze". Można tu także spełnić przyjemne chwile na łonie natury, spotkać się ze znajomymi, porozmawiać lub podziwiać panoramę miasta z mającej 185 metrów wieży Euromast. Niemal w każdym miejscu miasta mija się także różnego rodzaju pomniki, posągi i statuetki. Tak jak w większości innych holenderskich miast, najlepiej poruszać się tutaj rowerem, na piechotę lub za pomocą taksówek rzecznych. Co mnie uderzyło - trudno tutaj o jakikolwiek sklep spożywczy. Serio. Przez cały pobyt w Rotterdamie moją głowę zaplątały myśli o tym, gdzie mieszkańcy tego miasta robią zakupy. Oczywiście, w końcu coś znalazłam, ale jeżeli ktoś jest przyzwyczajony do tego, że w niewielkiej odległości od siebie stoją Biedronka, Żabka i Lidl, może mieć w Rotterdamie naprawdę spory problem. Być może faktycznie jest tak, że tutaj się zarabia, a nie wydaje...
Dla mnie, w gruncie rzeczy Rotterdam to po prostu industrialne chłodne miasto, ale trzeba przyznać - całkiem fotogeniczne.